Wytrzymałe meble gastronomiczne

przez | 20/04/2009

Wyposażenie gastronomii było skromne, ale urocze. Znaliśmy już to miejsce wcześniej i wybraliśmy je na naszą pierwszą rocznicę. Bo musicie wiedzieć, że od roku jestem już szczęśliwą małżonką. A od kilku lat władam sercem i wyobraźnią mojego mężczyzny. Lokal ten poznaliśmy przypadkowo na naszej pierwszej randce – weszliśmy do pierwszego lepszego miejsca, by schronić się przed deszczem. Mąż jest wieloletnim kucharzem i ma brzydką cechę zaglądania w restauracjach do kuchni. Twierdzi, że musi wiedzieć, czy może zaufać danej kuchni. W tej jadłodajni spodobały mu się meble gastronomiczne – z jaką zazdrością opowiadał o nowych regałach, szafkach, zlewozmywakach, nawet popielniczkach! A wszystko to ze stali nierdzewnej. U niego w pracy meble gastronomiczne nie reprezentowały zbyt wysokiego poziomu, bo firma była młoda i dopiero rozwijała się. Nie ma w ogóle porównania do tego, czym jest teraz – jedną z najlepszych jadłodajni w mieście. We mnie wyposażenie gastronomii, w której święciliśmy naszą pierwszą rocznicę, budziło dużo sentymentu. Nie zwracałam uwagi na meble gastronomiczne, co najwyżej podobały mi się stoliki i krzesełka wyścielane zielonym suknem. Urządzenia gastronomiczne też były urocze – te maleńkie, zawijane na końcach łyżeczki, ozdobne, malowane talerzyki i malutkie filiżaneczki. Na wyposażenie gastronomii składały się także lampy stojące w kątach pomieszczenia. Dawały łagodne, przyćmione światło. Miało się wrażenie, że więcej zasłaniają niż odkrywają, co miało swój klimat i wprawiało w szczególny nastrój. Wyposażenie gastronomii sprawiało, że czułam się tam bardzo swojsko, nieraz spędzałam tam godziny z przyjaciółkami oraz chłopakiem. Zwłaszcza z chłopakiem, narzeczonym, mężem. Niestety, urządzenia gastronomiczne tak mi się podobały, że kiedyś przemyciłam jedną prześliczną łyżeczkę do domu. Tak się potem zawstydziłam swojego czynu, że poszłam do kierownika i cała czerwona tłumaczyłam się i przepraszałam. Na szczęście, okazał się on człowiekiem rozumiejącym i nie tylko nie obruszył się, ale zaśmiał się serdecznie i podarował mi cały komplet sztućców – mam już więc w domu urządzenia gastronomiczne dwóch firm – jedne z uroczej jadłodajni, drugie z firmy męża. Czułam się bardzo zażenowana, ale zapewnił mnie, że moja opowieść sprawiła mu dużo przyjemności, i on też chciałby mi się czymś odwdzięczyć. Poprosił przy tym, bym odwiedzała jego lokal jak najczęściej. I dziś, gdy siedzimy z mężem podczas naszej pierwszej rocznicy, przysłał nam kwiatka – jesteśmy w końcu stałymi klientami.