Konrad Ciesiołkiewicz, jeden z najskuteczniejszych praktyków komunikacji marketingowej, z doświadczeniami tak w polityce jak i biznesie twierdzi, że opisywane przez wielu autorów zjawisko republiki elektronicznej ma również przełożenie na codzienną pracę PR-owców, władz, firm i wszystkich innych uczestniczących w procesie komunikacji społecznej.
Najwyraźniej – twierdzi Ciesiołkiewicz – widać to w obszarze władz państwa i w gospodarce. Od wielu lat Ciesiołkiewicz podziela opinię, że rozwój technologii jest ogromną szansą dla tych, których głos do tej pory nie był właściwie słyszany.
Zacytujmy Konrada Ciesiołkiewicza:
W tradycyjnym modelu (z którym mamy ciągle do czynienia, ale mam on charakter spadkowy) zjawiska dotyczące sprawowania władzy były obserwowane i opisywane przez dziennikarzy politycznych, komentatorów, specjalistów oraz tzw. „autorytety”. Objaśniali oni obywatelom jak rozumieć rzeczywistość polityczną i gospodarczą. Ich wyrazem są najsilniejsze dzienniki, tygodniki, a przede wszystkim główne wydania programów informacyjnych najważniejszych stacji TV. Ich siła jest jednak dużo mniejsza niż w przeszłości. Kanały informacyjne, transmitujące na żywo coraz więcej wydarzeń, i rosnąca siła serwisów internetowych spowodowały, że jeżeli tylko potrzebujemy, to mamy możliwość (znacznego) omijania głosu tzw.autorytetów i komentatorów. To nic innego jak przechodzenie lobem nad krytyką komentatorów i bezpośrednie komunikowanie się z odbiorcami. W praktyce dużo bardziej skupiamy się na mediach elektronicznych i reżyserii wydarzeń niż na pogłębionych analizach gazetowych. Wielu to wie. Z tego powodu swoją agendę polityczną rząd (ale nie tylko rząd) dopasowuje do agendy mediów. Przyjmuje w ten sposób reguły gry. Wiem z doświadczenia, że to jedyna metoda na sprawne przekazywanie swoich racji. Reguły są jasne. W przestrzeni medialnej nie istnieją pozycje neutralne (statyczne). Można prowadzić ofensywną politykę informacyjną i narzucać tempo. Przy bardzo sprawnym zapleczu i unikaniu błędów, to droga do zwycięstwa. Można też pozwolić zepchnąć się do defensywy, która jednak zawsze kończy się przegraną. Większość sądzi, że istnieje możliwość zajęcia pozycji neutralnych i przeczekania. Z tego powodu, w sposób nieświadomiony, przegrywają swoje szanse. Bo wielość mediów oznacza głód informacji i ciągłą presję redakcji, żeby go zaspokoić.
To wielka szansa dla potrafiących ten fakt mądrze wykorzystać. Dość zgrabnie ujmuje to Eryk Mistewicz mówiąc o marketingu narracyjnym i stwierdzając prowokacyjnie, że współczesnym PR-wcom dziennikarze i eksperci nie są już do niczego potrzebni. Na odrębną rozmowę zasługuje według Konrada Ciesiołkiewicza problem, czy widz, pomimo braku pośrednika, dostaje optymalną informację.